Herman Hesse "Peter Camenzind"
"(...) Na razie nie znałem nic piękniejszego nad bezczynne wałęsanie się po górach i halach albo nad wodą. Przyjaźniłem się z górami, jeziorem, wichrem i słońcem, mówiły one do mnie, wychowywały mnie i przez długi czas były mi milsze i bliższe od ludzi i ich losów".
"(...) Na razie nie znałem nic piękniejszego nad bezczynne wałęsanie się po górach i halach albo nad wodą. Przyjaźniłem się z górami, jeziorem, wichrem i słońcem, mówiły one do mnie, wychowywały mnie i przez długi czas były mi milsze i bliższe od ludzi i ich losów".
Pomimo tego, że całościowy wydźwięk powieści jest pesymistyczny, pełen melancholii, nostalgii i straconych złudzeń, to na jej końcu pojawia się bardzo wyraźny promień światła, który jak uważam towarzyszy również całej późniejszej twórczości Hermana Hesse:
"(...) A gdyby mi moje uczucie pozwoliło przemówić językiem lasów i rzek - dla kogo bym mówił? Nie tylko dla moich ulubieńców, ale przede wszystkim dla ludzi, którym chciałem być przewodnikiem i nauczycielem miłości".
Autor pragnie nam uświadomić, że choć nasze życie i świat, które tworzymy pełne są cierpienia, trudu i rozwianych marzeń, to wciąż są czymś pięknym. Nie sposób uciec całkowicie od drugiego człowieka, tylko on bowiem może być zwierciadłem naszego życia i twórczości. Te dociekania ostatniego z romantyków bardzo mnie pokrzepiły i dały wiarę w to, że nasz błędny romantyzm, idealizm, ta codzienna donkiszoteria mają sens, bo tak naprawdę są umiłowaniem piękna i mądrości, nieświadomą nostalgią za rajem, wreszcie drogą miłości do drugiego człowieka.
Komentarze