WEWNĘTRZNY SPOKÓJ CZY WEWNĘTRZNA WALKA?

“Pozostańmy w nadziei na życie wieczne dla ludzi, którzy nie wiedzą co ze sobą zrobić, marnotrawiąc czas na czytanie magazynów i oglądanie telewizji (…). Życie, którego ja pragnę nie jest życiem, które mógłbym znosić wiecznie. To życie pełne intensywności, cierpienia i tworzenia, czyli wszystkiego tego, co czyni życie wartościowym, a śmierć mile widzianą. Bo żadnego innego nie chcę. Ani też nie chciałbym żyć wiecznie.” – Walter Kaufmann 


Powyższy cytat Waltera Kaufmanna, a także myśl filozoficzna m.in. Nietzsche, Adlera, Frankla i Witwickiego zmusiła mnie do próby rozstrzygnięcia życiowego dylematu, a mianowicie czy w życiu chodzi o poczucie niegasnącego szczęścia i spokoju ducha, czy może o nieustanny głód doświadczania, osiągania, dążenia do doskonałości i poczucia dumy? Słowem: WEWNĘTRZNY SPOKÓJ czy WEWNĘTRZNA WALKA?

Będąc pierwotnie pod zdecydowanym wpływem filozofii Nietzsche, nie miałem co do tego większych wątpliwości, atoli później po dosyć obszernej lekturze książek i artykułów związanych z buddyzmem, taoizmem, zen, medytacją, etc. ponownie wprowadziłem się w gęsty las wątpliwości, który piętrzył się przede mną poniższymi pytaniami: 

Czy naprawdę szczęście pojmowane powszechnie jako uczucie przyjemności i wewnętrznego spokoju jest tym stanem duszy, do którego warto dążyć przez całe życie? 

Czy unikanie cierpienia, rozumianego m.in. jako strach, lęk, ból, wstyd, strata, nie jest tak naprawdę zwykłym tchórzostwem i zaprzeczeniem afirmacji życia? 

Czy ten osławiony, buddyjski spokój ducha nie jest być może ułudą, stanem niemożliwym do osiągnięcia przez człowieka, a nawet jeśli ktoś go doświadczył, to czy mimo wszystko nie jest on równoznaczny z wewnętrznym nasyceniem, a tym samym brakiem działania w imię postępu i rozwoju?

Czy aby wypełnić określony samodzielnie sens nie potrzeba wewnętrznego tarcia i napięcia, które są niejako - paliwem do dalszego działania?

Czy ta wewnętrzna walka, ten wewnętrzny zgrzyt nie jest także swego rodzaju drogowskazem, wskazującym, że nie jestem jeszcze tym, kim powinnienem się stać?

Czy celem człowieka nie powinien stać się podbój, rozwój chciwy, dążenie do doskonałości, chęć przezwyciężania, powiększania siebie i swojego życia?

Czy pełnią życia i jego afirmacją nie jest właśnie akceptacja i opanowanie życiowego cierpienia, a także podjęcie ryzyka prowadzenia życia niebezpiecznego i przetrwania z poczuciem dumy u jego kresu?

A zatem doszedłem poniekąd do punktu wyjścia - RADOŚĆ TWORZENIA i OSIĄGANIA, a nie błogostan duszy i ciała… STAWANIE SIĘ KIMŚ, DĄŻENIE DO CZEGOŚ, POKONYWANIE WEWNĘTRZNEGO OPORU i ZEWNĘTRZNYCH PRZESZKÓD, to wszystko daje poczucie doświadczania szczęścia...

Komentarze